sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 7.

"Stracić najlepszego przyjaciela, to jak stracić cząstkę siebie"

Od snu Lilki minęły już 2 tygodnie. Błonia zaczęły pokrywać pierwsze płatki śniegu.  W końcu była już połowa grudnia. Jako pierwsza w dormitorium dziewczyn obudziła się właśnie ona.
-8:00. No to świetnie. Mam tylko pół godziny do śniadania.
Zaraz po niej zaczęły budzić się dziewczyny.
-Kto idzie pierwszy do łazienki?-spytała zaspana Dor.
-Najpierw ja, potem ty, a na końcu Ann.
-Dobrze, że ustaliłyśmy wczoraj kolejkę. Znając życie byłaby wojna.-zaśmiała się Smitch
Wyszykowały się. Była 8:45. Ruszyły do Wielkiej Sali na śniadanie.
-Cześć!-przywitała się ze wszystkimi Dor.
-Cześć!-powiedziała chórem 1/2 Huncwotów. Pottera i Blacka gdzieś wcięło.
-A gdzie James?
-Łapa wyciągnął go pogadać. Powinni zaraz przyjść.

W tym samym czasie

-Łapa, na gacie cholernego Merlina, głodny jestem!
-Nie jęcz Rogaty, pogadać chcę.
-No więc słucham. Tylko się streszczaj, bo ci padnę z głodu!
-Zapamiętać! Nigdy nie wyciągać Pottera żeby pogadać, kiedy jest głodny. No dobra.. Stary, nie wiem co robić... Chyba się zakochałem..
-Nic nowego.
-Ale teraz tak na serio, Imbecylu. Czy jak widzisz Rudą to serce tłucze ci się jak szalone?
-No tak..
-Cholera!-zaklął pod nosem Black
-Może byś z łaski swojej mi wyjaśnił co tam mruczysz pod nosem?
-Rogacz, ty jesteś taki głupi czy tylko udajesz?-udawał, że nie usłyszał komentarza kumpla "Hahaha, bardzo śmieszne"i kontynuował-Zakochałem się w Meadowes!
-W Czarnej?
-No chyba mówię.
-Uuu, stary. Dor to twarda sztuka. Tak łatwo jej nie zdobędziesz.
-No co ty nie powiesz?-spytał sarkastycznie Łapa.
-Mówię tylko jak jest. Weź ją może zaproś na jakąś randkę, czy coś. To ty jesteś specem w tej dziedzinie.-zaśmiał się
-Tak, tak.. Ale ja pytam serio!
-A ja serio odpowiadam. Niedługo pewnie będzie wypad do Hogsmead. Zaproś ją na randkę.
-Eh, sam nie wiem..
-Słuchaj, zrobisz jak zechcesz, ale to jest rada najlepszego przyjaciela-tu oboje się zaśmiali- ale teraz, błagam, chodźmy już na śniadanie, bo dłużej nie wytrzymam!-jęknął Rogacz
-Będziesz gruby.-skwitował Syriusz i ruszyli na śniadanie.
______________________________________________________________________________
Śniadanie już dawno się skończyło. Oczywiście Lily namawiała Jamesa, żeby jej powiedział o czym gadali, ale on zbywał ją tylko ruchem ręki. Siedzieli teraz w klasie od Wróżbiarstwa. Remus i Ann nie chodzili na ten przedmiot. Jak to oni mówili: "Do niczego mi się to w życiu nie przyda!".  Profesor Berta Jonson* właśnie wyjaśniała jak odczytywać przyszłość ze szklanej kuli. Oczywiście Potter i Black zaczęli się wygłupiać a Lil patrzyła na nich, że tak łagodnie powiem, jak na idiotów.
-No więc, Rogaty. Ożenisz się z Wiewiórą i będziecie mieli ślicznego synka.-śmiał się Black
-Ach tak? W takim razie ty ożenisz się z Czarną, ale ona zostawi cię po kilku miesiącach mówiąc, że jesteś "życiowym nieudacznikiem, który wkurza ją na każdym kroku"-zrewanżył się Potter
-Och, a ja za to widzę, że jeśli obaj nie przestaniecie mi przeszkadzać to będziecie przez tydzień siedzieli w Skrzydle Szpitalnym.- wkurzyła się Lil. Chyba jej posłuchali, bo do już się nie odezwali.
-No to może pan, panie Black? Niech pan coś wyczyta.-profesor Jonson właśnie podeszła do chłopaków.
-A więc. W najbliższym czasie zdarzy się jakieś nie szczęście. Nie będzie ono miało wielkiego wpływu na innych, lecz jedna osoba bardzo to przeżyje. W świecie czarodziejów zaczną dziać się straszne rzeczy. Straszniejsze niż możemy sobie  wyobrazić, pani profesor. Och, tak. Niektórzy ludzie będą twierdzić, że zacznie się polepszać, lecz się mylą.-skończył, swoją także
świetną wypowiedź (oczywiście wyssaną z palca) Łapa. Profesorka przyjrzała się kuli i podskoczyła jak oparzona.
-Panie...
-Black.-dokończył za nią.
-Ach, tak. Panie Black, to jest... prawda! Ma pan niesamowity dar! Niewielu ludzi posiada dar jasnowidzenia. Ale pan.. Och, tak! Jest pan najlepszym uczniem w tej klasie! Często przysłuchuję się pańskim przepowiedniom i większość z nich jest o dziwo prawdziwa! Niespotykane!-i odeszła dalej mówiąc jaki to on jest cudowny, pozostawiając Łapę w lekkim osłupieniu. Lekkim?! On był w szoku! i to dosłownie!
Wychodząc z sali, chłopaki zaśmiewali się z tego co 'przepowiedział' Syriusz.
-"Straszniejsze niż możemy sobie wyobrazić, pani profesor." Hahaha, Łapa, jesteś genialny!-skwitował James wycierając łzę.
-Och, Potter, aż tak cię wzruszyła opowieść Blacka, że się aż popłakałeś?-skwitowała Lily
-A co, Evans? Ciebie nie wzruszyła moja doskonała opowieść?-zapytał Łapa
-Nie.
-Ej, czy ktoś widział Petera?-zapytał James
-Pewnie poszedł do kuchni. Przecież go znasz.
-No tak.
______________________________________________________________________________
Peter szedł właśnie do kuchni. Był głodny. "Mam ochotę na ciastko."-stwierdził. Dobrze, że skrzaty domowe pracujące tu go lubiły. Nagle przed nim dosłownie wyrosła z ziemi Bellatrix Black.
-Ej, patrzcie kogo tu mamy! Pettigrew!-krzyknęła-O, Pettigrew, jak miło cię widzieć.-zwróciła się do Glizdogona
-B-Bellatr-rix. C-co ty tu robisz?-zapytał nerwowo.
-A gdzie to się wybieramy?-usłyszał chłodny głos Malfoy'a
-Ja, ja... Ja już muszę iść. Miło było was spotkać!-pisną i miał zamiar uciec.
-Och, nie Pettigrew. Czy Glizdogon, tak? Tak cię nazywają, ci Huncwoci czy jak im tam. Pójdziesz z nami. Czarny Pan uciesz się z naszego spotkania.-zaśmiał się szyderczo Lestrange. Peter przełknął głośno ślinę ze strachu, ale nie stawiał im oporu.
Wiedział, że i tak by nie wygrał. Jakby nie patrzeć, ich było chyba pięcioro a on tylko jeden...
______________________________________________________________________________
Zbliżał się wieczór, kiedy do okna zapukała domowa sowa Lily. Usiadła na jednym z foteli i zaczęła czytać list.

Lily,
mam nadzieję, że na święta przyjedziesz do domu. Wiem, że chciałaś zostać w szkole, z przyjaciółmi, ale tyle się ostatnio złych rzeczy dzieje.. Ja, wolałabym żebyś była w domu. Naprawdę, córeczko, będę spokojniejsza. I nie próbuj mnie przekonać, że ten cały Voldemort czy jak mu tam boi się waszego dyrektora i nie zaatakuje szkoły! Nigdy nie wiesz co może się wydażyć! Więc prosimy Cię z ojcem, bądź w święta przy nas. Mam nadzieję, że w szkole wszystko w porządku.
Całuję,
Mama

Lily westchnęła. A już miała nadzieję, że zostanie w Hogwarcie!
-Co jest, Lil?-z zamyślenia wyrwał ją głos Dorcas
-Na święta jadę do domu.-stwierdziła krótko
-Ale Lily! Przecież mówiłaś nam, że zostaniemy w Hogwarcie. Razem.
-Wiem, Dori, ale mama boi się, że coś może mi się stać i w święta chce mieć mnie przy sobie.
-A co ci się tutaj może stać?-spytał zdziwiony Łapa- Hogwart jest najlepiej strzeżonym miejscem. No może oprócz Banku Gringotta.
-Ja to wiem, ale moją mamę będzie gorzej przekonać. W świecie mugoli też jest coraz więcej ataków. Ona wie co się dzieje i się po prostu o mnie boi. Pojadę do domu i tyle.-westchnęła
-Nie, czekaj! Możecie przyjechać do mnie! Mama na pewno nie będzie miała nic przeciwko.
-Nie, James! Ja nie chce nikomu robić problemów. Z resztą, jak niby przekonać mamę?-zaprzeczyła Lil.
-Powiedz jej, że mój tata jest aurorem i będziesz pod doskonałą opieką.-w tym momencie wskazał ręką na siebie i na Blacka.
-No jasne! Rodzice Rogacza są świetni! Na pewno nie będą mieli nic przeciwko. Jak mi pozwolili tam zamieszkać to i na wspólne święta się zgodzą.-krzyknął ochoczo Black.
-Ty mieszkasz u Jamesa?-zdziwiła się Ruda
-Długa historia. W każdym bądź razie, każdy pisze do rodziców, że święta spędzamy u nas!
-Racja!-poparł kumpla Potter
-Kto się pisze?-podniesionych rąk było 6.
-A gdzie Glizdek?-spytał Remus-jeszcze nigdy tak długo nie myszkował w kuchni-zamyślił się
-Może mu się przysnęło. Poczekamy do jutra. Jak się nie zjawi, zaczniemy go szukać- stwierdzili.
______________________________________________________________________________
Mamę Lilki nie łatwo było przekonać, ale w końcu się zgodziła. A więc wszyscy mogą jechać! Glizdek też się znalazł. Tak jak myśleli, przysnął w kuchni. Przynajmniej tak im powiedział. Wolał, żeby tak myśleli niż mieli się dowiedzieć, że 'uprowadzili' go Ślizgoni.
-Dziewczyny!!! Widziałyście?-zapiszczała Dor, gdy wpadła do dormitorium
-Ale o czym?
-Wypad do Hogsmead! W sobotę!
-Dor, sobota jest za dwa dni.-chciała trochę zgasić zapał przyjaciółki, Ann
-To jeszcze lepiej! Mam kilka rzeczy do kupienia-stwierdziła po chwili zastanowienia i rzuciła się na swoje łóżko.
-A tu co tak wesoło?-zapytał Remus siadając obok swojej dziewczyny, Ann.
-Dorcas szaleje. Czyli w sumie nic nowego.-zaśmiała się blondynka. Czarna udała, że się obraża i dodała.
-Jest wypad do Hogsmead. W sobotę.-stwierdziła nadal patrząc na dziewczyny trochę obrażonym wzrokiem. James spojrzał na swojego najlepszego kumpla, a on tylko wznióśł oczy do sufitu.
-No to co Evans, może dasz się zabrać na randkę?-zapytał chłopak Rudej obejmując ją ramieniem.
-A co będę z tego miała?-zapytała zadziornie.
-Zastanówmy się... Spędzisz miło czas z bardzo miłym i zdolnym uczniem-uśmiechnął się uroczo.
-Och, Potter, nie miałeś mówić o mnie tylko o korzyściach pójścia z tobą na randkę.-wystawiła mu język, a reszta towarzystwa się zaśmiała.
-No skoro nie chcesz.. Ale teraz powtórz za mną... Chcę
-Chcę..-powtórzyła zdziwiona
-iść z tobą na randkę.
-iść z tobą na randkę. Ale o co... Ty podstępny manipulancie!-krzyknęła kiedy uświadomiła sobie właśnie co zrobiła.
-Też cię kocham, wredoto.
Cała paczka wybuchła wówczas śmiechem.
______________________________________________________________________________
Było śniadanie. W Wielkiej Sali było mało uczniów. Nagle do pomieszczenia dosłownie wtoczyła się grupka Ślizgonów. Jeden z nich spojrzał na Lily, kiedy odwróciła się żeby zobaczyć kto narobił takiego rabanu. Ale jego oczu nie chciała widzieć. Severus Snape. Jej dawny przyjaciel, najlepszy przyjaciel. Szybko odwróciła głowę, a w jego oczach znikła jakakolwiek radość i siadł ze swoimi przy stole. Lil przypominała sobie wszystkie chwile z nim spędzone.
< -Lily, nie rób tego!-krzyknęła starsza siostra.
Ale ona rozhuśtała się bardzo wysoko i wyleciała w powietrze wybuchając radosnym śmiechem, jednak zamiast zwalić się z łoskotem na asfalt zawisła w powietrzu jak artystka pod kopułą cyrku i wylądowała lekko.
-Lili, mama mówiła, że ci nie wolno!
-Przecież nic mi się nie stało!-odparła chichocąc- Tuniu, popatrz na to.Zobacz, co potrafię.
Lily wyciągnęła rękę. Kwiat leżał na jej dłoni, rozchylając i zwijając płatki.
-Przestań!
-Przecież cię to nie boli.
-Tego nie wolno robić.. Jak ty to robisz?-spytała z nutą zazdrości
-To chyba oczywiste nie?-zawołał Snape
-Co jest oczywiste?-zapytała Lily
-Wiem kim jesteś.
-O co ci chodzi?
-Jesteś.. jesteś czarownicą.
Zrobiła obrażoną minę.
-Nie wolno tak przezywać!>-tak się poznaliśmy-pomyślała Lil
<-Tak mi przykro.
-Nie interesuje mnie to.
-Przepraszam!
-Oszczędź sobie płuc.
Była noc. Lily, w szlafroku, stała z założonymi na piersiach rękami przed portretem Grubej Damy.
-Wyszłam tylko dlatego, że Mary mi powiedziała, że zamierzasz tu spać, dopóki nie wyjdę.
-Tak było. Tak bym zrobił. Nie chciałem nazwać cię szlamą, tak mi się po prostu..
-Wyrwało, tak?-w jej głosie nie było współczucia-Już za późno. Tłumaczyłam się za ciebie przez kilka lat. Wszyscy się dziwią, że w ogóle z tobą rozmawiam. Ty i ci twoi przyjaciele śmierciożercy... no i co, nawet nie możesz zaprzeczyć! Nie możesz zaprzeczyć, że wy wszyscy chcecie nimi zostać! Nie możesz się doczekać chwili, gdy staniesz się sługą Sam-Wiesz-Kogo, prawda?
Otworzył usta, ale zaraz je zamknął. Nie powiedział nic.
-Nie mogę już dłużej udawać. Ty wybrałeś swoją drogę, ja wybrałam swoją.
-Nie... wysłuchaj mnie, ja nie chciałem...
-...nazwać mnie szlamą? Przecież tak nazywasz każdego, kto urodził się w rodzinie mugoli, Severusie. Czym ja się różnię?>-tak się właśnie pokłócili. W oczach Rudej stanęły łzy. Niby minęło już prawie 2 lata od ich kłótni, ale ona nadal to przeżywała. Prawdę mówiąc, Snape, zajmował miejsce w jej sercu.

Stracić najlepszego przyjaciela, to jak stracić cząstkę siebie

James chyba wiedział o co chodzi, bo omiótł spojrzeniem stół Slytherinu i przytulił pocieszająco Lil.
-Wszystko się ułoży. Nie przejmuj się nim.-szeptał jej do ucha
-Wiem, ale... to był mój najlepszy przyjaciel. Nie potrafię o nim tak po prostu zapomnieć. On za dużo dla mnie znaczył, James.
-No już. Ćśśś... jestem przy tobie.
-James?
-Tak?
-Co będzie potem? Co będzie z nami? Z nami wszystkimi?
-Wszystko będzie dobrze Lil, nie martw się.-chłopak starał się ją pocieszyć.
-Kocham Cię, James. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.
-Ja też Cię kocham.-powiedział i pocałował swoją dziewczynę.
-No ale żeby tak przy wszystkich na śniadaniu?-spytał Black
-A ten kundel, jak zwykle potrafi wszystko zepsuć dwoma słowami...
-Ej, tylko nie kundel!-oburzył się na słowa przyjaciela
-No dobrze, Łapciu. Przecież wiesz jak cię kocham.-powiedział James i parsknął śmiechem
-Czy mam się czuć zazdrosna?
-O niego nie musisz.-odpowiedział James i znowu dał ukochanej buziaka.
-Ej! Jestem za młody na takie sceny!
Każdy kto to słyszał od razu wybuchł niekontrolowanym śmiechem.

__________________________________________________________________________________
*nie wiem jaki był wtedy nauczyciel, więc wymyśliłam nową postać na potrzebę opowiadania

Komentujcie, bo komentarze pokazują czy w ogóle ktoś czyta moje wypociny. :D